Anna Małgorzata Piskurz (1957-2003) - prezentacja |
Motto: Człowiek, którego umysł zna drogę do sfery szaleństwa jest poetą. Człowiek, którego umysł z tamtą nie umie odnaleźć drogi powrotnej jest wariatem. GILBERT CHESTERTON
DO HOMERA
Czy trzeba wyłupić sobie oczy aby być sławnym Homerze Czyżby tylko w całkowitej ciemności jawiły się obrazy warte zapisania Co ma zrobić ten któremu brakuje odwagi wzroku i nie dlatego że tchórzliwy ale nie widzący
DO HÖLDERLINA
Jak tam jest Hölderlin w świecie dobrowolnego obłędu Sprawdził pan chociaż czy w drzewie nie jest ciasno i jak się w nim ułożyć by nie przeszkadzać gałęziom U mnie bez zmian Nadal siedzę przed lustrem i próbuję oddychać Po przekątnej poczucia pewności że prawda jest tylko abstrakcją z dodatkiem światła i ciemności Kawałek kosmosu zawieszony między oczami zbiega po skroniach jak zbiegał Na białych polach kartek chłodno Czasem wiersz jak kropla ołowiu Co to jest wiersz Nie pamiętam Może świetlik wabiący przestrzeń liścia a może mistral z płócien Vincenta Pan miał to szczęście Hölderlin Tak wyjść poza czas Tak pozostać
DO MEMLINGA
Rozłożone płasko włókna godzin Obnażone piersi Madonn wabią światło Fiolet na wysokości oczu zatroskany kolor rozpełzły wzdłuż anioła nabrzmiewa ciemnością Czy można zważyć dobro On cały w czerwieni Krew to czy zachód Nagość dziewczyny ocienionej włosami w przeczuciu nieśmiałym że wystarczy dotyk Żółcią osaczony parapet i gołębie w pobielonych frakach Błogosławiony pędzel „Sądu Ostatecznego”
DO JUDASZA
Dwa tysiące lat a ty ciągle na bezdrożach Jak można się tak włóczyć Kto dziś uwierzy że zdradziłeś z miłości Czasem odnajdę cię w sobie i z ulgą porzucam Co mogę dla ciebie zrobić Poczekaj nagnę chociaż gałąź
DO TEGO KTÓRY MOŻE JEST
Wywiedź mnie z domu niewoli któremu na imię czas obecny Uczciwie szukam kamiennych tablic a znajduję tylko uczone księgi z gładko toczonymi zdaniami Jest mi mądrzej ale nie jaśniej Otwarte łokcie nie chcą się goić szklana góra wyostrza krawędzie Nie umiem już po niej chodzić bez lęku wysokości Wywiedź mnie na otwarta przestrzeń gdzie oddech jest jeszcze oddechem a wzrok powraca niezmącony Niech rozprostuję ramiona i znów udźwignę siebie
DO SZEKSPIRA
Ofelia z kagańcem na ustach Zaplata z włosów sznur dla Banca Hamlet zaprzestał głupich pytań I dłubie w zębach wykałaczką Z czaszki Yorika popielniczka jak na przestrogę dla potomnych albowiem każda filozofia bierze początek z tego kształtu w krużgankach piszczy nieśmiertelność wcielona zgrabnie w tłustą mysz Zbrodnia zakłada rękawiczki wchodząc w historię na obcasach Dnieje skowronkiem pachnie różą ponad balkonem przerdzewiałym
DO MĘŻCZYZNY
Ona była już wtedy gdy paprociom kamieniały kości a świadomość grzechu wymyśliła wiarę Nic się nie zmieniło oprócz tonacji wołania
DO HAŚKIGrrzegorzowi
Może by tak zmilczeć odczytanie kropli ptaki wrastające w kontury powietrza Czuwające kamienie w złotawym półmroku krzyk łamanej gałęzi dla płochej zabawy Każdy wyraz zastygły metagalaktyka narodziny słowa geometria ust
DO MIŁOSZA
O zmroku zatoka San Francisco jest wielką paprocią osypaną rojem świetlików Otumanione upałem morze wygładza fale To moje tylko co zobaczy oko i czego dotknie zachłanna ręka Czas kryształowa karafka z wodą coraz szerzej otwarte usta a pragnienie narasta Wiem już że wiersz ma drugą stronę bardziej ciemną od tej którą mamy w sobie Skąd czerpać światło
DO ELIOTA
Róża będzie różą i za tysiąc lat bo została stworzona by wyrazić piękno Co już powołane nie straci imienia oby tylko język mógł sprostać uczuciom Każdy ślad najmniejszy pójdzie przecz bez żalu nie przywiąże się stopa do wybranej drogi śmierć zaś swą obecność zaznaczy w najbliższych Takiej gorzkiej wiedzy jestem zamieszkaniem drzewni bracia śmiało potwierdzają wyrok w kwartetach powietrza odmieniają się pory poprzez ludzi i ptaki odchodzące w lot Są słowa i gesty które trzeba powtarzać by się dopełniła ich odwieczna treść Zabiegam o słowo i róże powtarzam kiedy dotknę piasku będę bliżej gwiazd
DO KAWAFISA
Chodzę po wypalonych słońcem uliczkach wiatr cierpliwie przelicza moje włosy W powietrzu przesyconym symetrią nagłe zrozumienie że tylko tu i teraz mam trzydzieści lat i że już nigdy potem nie usłyszę tak ostro i wyraźnie skrzypienia wioseł ocierających boki o zbyt śmiała falę A wpływający do portu okręt nie wejdzie tak czysto do oczu Nigdy więcej sierść brzoskwini takim bezwstydem nie skusi języka i nie wpisze się w pamięć kroplą słodszą od miodu Nigdy bardziej nie będę częścią morza rykiem objuczonego ponad miarę osła i ciemną od pracy dłonią poganiacza jak błądząc uliczkami twoich wierszy Aleksandryjczyku
DO SIMONE W.
Z niczego to wszystko albo z przesilenia światła Patrzeć i jeszcze wytrzymać A może to wszystko z zaufania roślin wypukłości obłoku Albo a może
DO LAURENC’A
Pieszczota karła jest czysta tylko głupcy bronią przed nią Otwieram skórę
DO MATKI
Jesteś ze mnie bardziej niż z ciebie mój początek Coraz odważniej cię czytam I nie dlatego że zgłębiłam tajemnicę stawiania znaków ale dlatego że poznałam samą siebie Wychodzisz mi naprzeciw w znajomym kształcie sinawego paznokcia w uniesionej zdziwieniem brwi Czy mogę cię bardziej uszanować jak nie podnosząc na siebie ręki
DO MARINY C.
I po co ta rozpacz skoro wiersze jak drzazgi pod paznokciami czasu Po co ta duma zawiązana pod szyją
DO BECKETTA
Czekanie jest niczym więcej jak tylko stanem gotowości na odmianę tego co jest Pomiędzy jednym takim stanem a drugim można robić jeszcze wiele innych rzeczy bez szkody dla samej istoty czekania Na przykład obserwować deszcz a potem wznosić go do siebie na rękach Oswajać wieczór wilgotny od śmiechu minąć płaczące dziecko i nie zapytać o powód łez albo zagnieździć w sobie czułość i zejść na jej poziom Można Czekanie nic na tym nie straci nabierze ostrości
|