Omir Socha - prezentacja |
***
Każdy kto pisze. To inaczej pisze Kupiec jego litery jak statki Zaokrąglone przed wodą. Stabilne przed burzami Są słowa dziewczyny, która zwykła kochać, Inaczej rzemieślnik, co powtarza ozdobne Krzesło i kredens w stylu art deco dłutem rzeźbiąc Zawijasy pióra, inaczej napisze pielgrzym Który nogi stradał, jego pismo wędrować będzie Do świątyni inkaustu bez uczucia zmęczenia Pod jasnym słońcem pergaminu.
Eksplanans
dlaczego twarz, dlaczego jasna, dlaczego widzę dlaczego ból, dlaczego głos, dlaczego słyszę
dla twojej chwały, dla mojej mizerii
dlatego twarz, dlatego jasna, dlatego widzę dlatego ból, dlatego głos, dlatego jesteś
czasem odchodzisz czasem znikasz dlatego czuwam
coraz mniej śnię poza tobą
dla twojej chwały, dla mojej mizerii dlatego jesteś, dlatego chwalmy, dlatego piszę: chwalmy ciało urojone i poezji ołów
chleb
nie znaleźliśmy dzisiaj w sklepie Tęcza alternatywnej drogi wyjścia z getta dla dzieci Korczaka nie planowaliśmy
nowej Jerozolimy kupując 180 litrów kory sosnowej nie sadziliśmy drzew na pustyni aby zaludnić piasek
w banku nie decydowałem dzisiaj o wybudowaniu nowych gmachów oper fabryk ani o wytyczeniu parków
nie kupiłem w sklepie z farbami krwi boga aby ją trzymać w butelce po winie w piwniczce dobry rocznik 33
nie kochałem się dzisiaj aby uratować ciebie od zarazy oglądałem telewizję aby nie słyszeć głosów we mnie nie spotkałem żadnych syren
na stronach porno nie kołysały ulicami nie zapadły się do piekła rozżarzone dzwony
Coś strasznego Josephowi Conradowi
to co widzę i czego nie rozumiem stało się synonimem ograniczony madre dermą poeta szuka tematu
między umysłem właściwym a odczuwaniem czaszki na tej planecie substancji żywej ale martwej podróżuję
w kamieniach soli i rzekach kolorowych karuzel lecz nie zmieni to ich natury ani naszej
kiedy mylą mnie z mędrcem zasłaniam się natchnieniem wystawiam smak na próbę
i piszę na szkieletach pokładami kredy posypuję wapnem salony i chłopskie podłogi
nic się nie dzieje, niewiele się zmienia
gofry
smażę gofry a na końcówce ciasta ostatni jasny i plaskaty wyszedł trochę podobny do twarzy Św. Józefa z obrazów Giotta
coś dobrze skojarzyłem bo skrzywił się na swoje wcielenie ale takie emanacje Boga jakie czasy
mała wylewka na usta i halo halo powiedział mączny pędzelek z miodem spadziowym
mam serce dla was ale nie mam twarzy ani ust bo wy jesteście moimi słowami
muszle
mój czas nie jest liniowy ani poszarpany jak rękaw starego płaszcza lecz rozciąga się na małej spirali
wielkości uszka w barszczu na uczelni w pracy czas jest w drodze w drodze
i kołysze się jak haczyk na wędce kredo na ścianie wyroczni albo breloczek w samochodzie
taki czas może płynąć co najwyżej w prawo albo w lewo trochę przyspieszyć zwolnić lub wirować wokół kobiecych ust
gdyby go zebrać przypomina muszle rozrzucone nad brzegiem falującego morza
a gdy przypłynie łódź bez wioseł po mnie jastarnia niebieska zagłuszy korowód
dead can dance
po siedmiu nieudanych próbach Jozuego nie cieszą szarańcze kiedy pożerają plony wyniosłych Egipcjan
gdy dobierają się do wody Moabitów gdy rdza inflacji oblazła złoto Fenicjan, ale nie drgną kamienni bogowie murów Jerycha
Jozue rozumie że anioł pański znowu jest wroną
nie nadleci więcej w chmurze wilgotnego pyłu aby rozłożyć nogi morza czerwonego zamiast tego zajęty jest budowaniem
wrzecionowatego gniazda. bóg także uwielbia gadżety stąd ptaki na niebie i szarańcze
szepczą Jozuemu że żadna Estera nie wpuści zwiadowców do miasta, za bardzo jest zajęta, zapisała się na kurs tańca, wieczorami ogląda
najnowszego dead can danca, Estera mówi: uwielbiam tańczyć, a oni chyba szczęśliwi spójrz na ich płaskie brzuchy-
apokryfy według świętego Danca, jak oni tańczą! szczupli i aseksualni jak dwie skamieniałe miednice
które obnoszą kapłani w arce dookoła Jerycha a potem kiedy zamiast murów z wdziękiem opadną kurtyny skleją wieki jak stronice
Z życia obrazu: Wiosna – Krajobraz z Tobiaszem Jacka Malczewskiego
Giorgione albo Tycjan uczyli Malczewskiego jak narysować pojedyncze drzewo stąd
nieskończoność czeka na bociany aż zbudują gwiazdę wędrowcy brodzą w zimnych pagórkach po kostki
Tobiasz w krótkich spodenkach któremu anioł opowiada kobiecym głosem z GPS-u historie biblijne:
tutaj inaczej niż na Zachodzie pagórki znają się na swojej robocie
wśród nich korowód pomników i obozów rącze kobiety zaprzęgnięte w osikowe małżeństwa
z pierzynami prześcieradłami obszyte poszwami organy grają symfonię z dzieciństwa
tam gdzie dzwonnice w starych kapliczkach łapią węgorze w sieci
mój brat Rafael postradał zmysły zbyt długo przebywał wśród ludzi
teraz jest wart tyle ile ciało pod kopcem kiedy w gardle stoi postna zupa na ościach,
i chociaż gwiazda nie nadchodzi – my idziemy ze zdechłą rybą dla ojca
barok postindustrialny
wiem, rozpierzchli się Polacy po centrach handlowych macho i bezelowe madonny kserokopie katedr
z pociągu jadącego przez Polskę rozwijam zaciśniętą na oczach wstążkę to barok postindustrialny
kopalnie i z gipsu niewierne kserokopie katedr owale karne zakłady chemiczne
przetwórnie tlenu kanty budynki jak wnętrzności dawno wymarłych liter
fabryki żelatyny madonny Mironowe rozpłatane znaczenia za każdym zachodem rekonesans cienia |