Marek Maganiusz Kielgrzymski - prezentacja |
Ten wiersz o ranku
O piątej rano w mojej głowie jest już jasno pytania wyzbywają się lęków pozy tracą animusz dzwony w kościele krwi afirmują dzień
o piątej rano przebywam z kośćmi sam na sam jeszcze sennie już kolejowo za płowiejącą firaną blasku 2003
* * * Nocą jest chłodno. Posuwamy się wolno i mgła rosi skronie. Szpaler zagadek i nic tylko wolność. Przejaśnia się i my wiemy, że to koniec. Stracone miasto, które pozostawiamy za sobą. Niemożność poprawienia starych błędów. Wypłowiałe emocje. To wszystko jest już po tamtej stronie. XII 1997 / I 1998
Wiara
jest we mnie pomysł zakurzona baśń odprysk wieczności
wezbrane tony fortissimo błędów
psy we mnie warczą woła przestrzeń blada
jest we mnie wiara w dziurawego boga
IX 2002 Borodziej – Lasy Oliwskie
Pojękliwie Gdzie głowa moja tam twych stóp obyczaj pali się pestką dreszczu zdobycznego minęło i teraz gładzi się jękliwie
muskam twą obcość niepomyślność dłoni pulsuje we mnie seans martwych tęsknot beczka prochu
zwierzęta krtani ciężki oddech bestii framuga jątrzy białym peryhelium odchodzisz w baśń w opowieści dawnej zła to opowieść IX 2002
Wiersz dla trawy
światła poustawiane tak, by wyrazić cień naddaje pułap grzechocze coś w trawie na pierwszym piętrze bloku blondynka maluje usta jej biust przemawia sanskrytem pudel orze tyłkiem ścieżkę źdźbła / cóż za słowo!/ przebijają mnie wskroś szumi czajnik dziadzia pieśń chłopaków z Ogarnej chrząszcz zaczyna wędrówkę wstaję próbuję iść życie ocieka strugą III-V 2003
Modlitwa?
już coraz bliżej daty mych urodzin gdym z nicości wybył traktem jasnym pospolitym
już tylko rok pół roku dzień i ta zima szklista nieczuła bezmodlitewna
czemuś mnie tu przywiódł ptaku niewoli domeno ciała czemuś mnie wykradł z rewiru bezmocy III 2002
Zauważony
Miłość przestaje działać, ból się wzmaga. powietrze stara się być obłe, ale tnie tchawicę, wciska się do płuc. połykam kropelki burzy. dobry temat na wiersz. temat na testament. tam też będę potrzebny. III 2003
Miejski
Wahadło kroków tężeje. temat staje się ważki, mutuje. nurtuje. przyspieszam, ranek wyziera z nory, wiąże oddechy, płowieje. światło ciurka z powały chmur, odrętwia. sczesuje bladość grzebieniem zimna. rodzi się bezwład. III 2003
Niedomówienia
Stopy zrośnięte z ziemią. w zbiorniku retencyjnym echo ptactwa, liściasty bóg jesieni. zakładam plecak, brnę w rdzawość. płoną płody słów. przez jeziora, trakty, zakola w deltę niedomówień, nierozróżnień. tam, czy tutaj – zawsze tak samo, wciąż pasmami niedociągnięć w surową magmę niewiadomych. 17 IX 2002 Swornegacie
Oddalony
w noc jakby bezdech szczęsny powabek oczu półszklistych ogarek
serdeczny melanż cienistych kroci tylko na chwilę tylko na moment oddalający
we wstecznym spojrzeniu ulice pamięci chłodna logika czasu
wsłuchany w skowyt dnia broczę I 2003
Płomyk
jeżeli nocami kwitnie we mnie zboże krew czysta napełnia jasne pokoiki i nurtem gorącym nektary czułości próbują roziskrzyć martwe labirynty
jeżeli powietrze srebrzy mi się w płucach a kroki przechodniów to kantata wiosny
warto przeczekać cementowe doby II 2003
* * * Ciemnymi pnączami jasnych pocałunków Ozdabiam noc dziką od tętna i blasku
Biodra wystarczą i wystarczy dotyk Perła języka źrenice przestrzeni
Lecz czyjaś dłoń zamyka mi usta Bez zwierzeń więc i obietnic dotykamy nieba
Jeśli ten płomień sczeźnie Świat znowu ustanie I 2003 |