ZeszytyPoetyckie.pl
  • WYDAWNICTWA
  • WYDARZENIA
  • DEBIUTY
  • KRYTYKA
  • POEZJA
  • START
Krzysztof Mich


idąc Via Dolorosa

 

I.

wyszedłem z miejsca za murem

gdzie tłum wygrał z sędzią

na dziedzińcu słychać jeszcze krzyki

żydowscy chłopcy zabrali ubranie koledze

rzucają jeden drugiemu

on stoi bezradny

właśnie zrozumiał że nikt go nie obroni

najbliżsi przyjaciele uciekli

w oddali słychać szczęk zamka

strażnik w cieniu bramy ma ciemną skórę

jego włócznia ma dziewięć milimetrów

lecz sięga bramy przed którą gromadzą się oburzeni

 

II.

podbiegł czarnooki chłopiec

z trzciną i naręczem kolczastych wieńców

poraniły mu rękę

a może ojciec sprawił mu lanie

bo był za mało gorliwy

nie szarpał za rękaw

nie płakał nie krzyczał

moja siostra jest chora

teraz mówi to szczerze

jedna trzcina jedna szekla

wieniec z cierniami pięć szekli

niedrogo panie niedrogo

to te prawdziwe

kup teraz

 

III.

padam z nóg a upał wytapia pot

z najgłębszych arterii i komórek

tak jakby chciał udowodnić

że składam się tylko z wody

i garstki mikroelementów

słone krople spadają na bruk

nim wyschną przez chwilę tworzą

plamę w kształcie dłoni

zupełnie jakby ktoś podparł się upadając

niedługo woda wyparuje

tylko sól wsiąknie w kamienie

 

IV.

w kafejce wielkości garażu

stara kobieta przynosi mi

szklankę herbaty z miętą

Asim harował dzisiaj

ładował fajki węglem i tytoniem

nie chce by i ona się zmęczyła

to moja matka – mówi -

ma już pięćdziesiątkę

a uparła się pomagać

beze mnie chyba by umarła

jak to matka

każda umiera zawsze

gdy cierpi syn

a twoja matka ?

umarła – to ja cierpię

 

V.

wokoło kramy

sprzedawcy nawołują tak samo od lat

wejdź do mnie po dywany tkane w Iranie

zostaw go chodź tu po damasceńskie ostrza

baklawa baklawa najsłodsza baklawa

sok z kiwi i z figi w upał ożywi

pamiątki z drzewa oliwnego cedru cyprysu

wybierz co chcesz wedle kaprysu

nie bój się że za ciężko

chłopak ci pomoże

hej młody chodź no tu

pomóż panu

 

VI.

zbliża się święto

pachnie kurkuma i rozmaryn

aromat migdałowych ciastek miesza się

ze słodko-kwaśnym zapachem krwi

życie paruje jak azjatycka zupa

a przecież to tylko rzeźnik

rzucił na kamienny blat jagnię

naciera wątłe ciało balsamem z ziół

jakby nie wiedział że to jeszcze nie czas

to nie w tym miejscu

kobiety dopiero myją kamień

jedna przyniosła ręcznik – prosto z Chin

tylko rozłóż wytrzyj się i zwiń

zrobię ci zdjęcie na ręczniku

farba zachowa wizerunek

jak emulsja na zdjęciu z polaroida

 

VII.

drewniane belki wbiły się w ramię

policzek nasiąkł żywicą jak łzami

sprzedawca fig wylał wodę na bruk

nogi ślizgają się na kamieniach

lecz trzeba iść dalej

droga która pnie się do góry

nawet gdy się potykasz i padasz

wciąga jak poszukiwanie

morału w opowieści

koniec zawsze jest nagrodą

 

VIII.

gdy pada człowiek kobiety płaczą

jakby to one stłukły kolana

ich zawodzenie słychać z daleka

w wąskich uliczkach dźwięk

odbija się od kramów

jak plastikowa piłka

uderza w serce

i dziwi ich mężczyzn

skupionych na grze w warcaby

idźcie do domu płakać przy dzieciach

 

IX

nie wiem czy do mnie czy do nich mówi

gdy wstaje słychać tylko jak drzewo rysuje kamienie

zostawia ślad po którym pójdą

drogowskaz który wskaże kierunek

podpowie gdzie mają iść następni

i jak winni powierzać tajemnicę drzewa

 

X.

patrzy na mnie tak że czuję się przy nim nagi

znam twoje przeznaczenie znam przyszłość

nie widzi jej w kościach którymi grają

o spoconą koszulę z szorstkiego płótna

nie wskazuje jej trzcina ani strzałka na ścianie

z napisem do grobu

wiem że odpowiedź poznam na końcu

który będzie początkiem

pętli nieskończoności

 

XI.

jak to przybijasz gamoniu

trzymaj młotek i gwóźdź prosto

inaczej to połamiesz – nic z ciebie nie będzie -

pękniętej ręki nie skleisz kostnym klejem

trochę po wisi ale odpadnie

jak sprzedasz taką robotę

co ja się z wami mam

 

XII.

on tutaj umarł

szepcze kobieta w chuście na głowie

klęczy przed metalową barierką

przewraca koraliki na sznurku

na skale jest rysunek drzewa

on umarł właśnie tutaj

najpierw opadła jego głowa

potem zwiotczały mięśnie nóg

ciało zawisło jak jagnię na haku rzeźnika

widzę to jakbym tu była

uspokajam ją - nie byłaś

to nazywa się empatia

a może jakoś inaczej

 

XIII.

kamień na którym kładą ciała jest pęknięty wzdłuż

pachnie olejami które spłynęły by wsiąknąć w rysy

klęczące kobiety przesuwają palce po każdej z nich

jak niewidomi którzy chcą zapamiętać obraz

to będzie ich mapa - nauczą się jej na pamięć

tak zapisana jest droga

 

XIV.

kupują świeczki z wosku

zapalone stawiają przy ścianie

sadza osadza się na kamieniach

jak codzienna żałoba

za ścianą jest kamienny sarkofag

i pop który pilnuje wchodzących

wewnątrz jest ciemno

oliwne lampki dają mało światła

jasno jest tylko wtedy gdy patrzysz

w stronę wyjścia

 
Copyright 2019 | ZeszytyPoetyckie.pl | Redakcja | Mapa serwisu | Regulamin